Jak się tworzy historię?

Jeżdżąc trochę po świecie zauważyłem, że kraje mają własne historie i każda z nich nie jest kompatybilna z historią sąsiadów. Na przykład pracując w Niemczech dowiedziałem się od Niemców, że w 1939 roku Polska robiła prowokacje wobec Niemiec, żeby skłonić Hitlera do ataku. Myślałem, że żartują, ale mówili poważnie. Teraz widząc, co wyrabiają polskie władze wobec Rosji i Białorusi, dochodzę do przekonania, że to co mówili Niemcy mogło być prawdą. Pracując w Japonii usłyszałem historię wojny amerykańsko - japońskiej zupełnie różną od narracji anglosaskiej, którą my przyjmujemy za prawdę. Na Filipinach dowiedziałem się, że obóz koncentracyjny Auschwitz wyzwolili Amerykanie. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać kto właściwie wygrał, a kto przegrał II wojnę światową. Napisano miliony książek, artykułów i nakręcono tysiące filmów. Niby wszystko wiadomo, a jednak nie. Oficjalnie wiemy, że zwycięzcami byli: ZSRR, USA, Wielka Brytania i Francja, a głównymi przegranymi: Niemcy i Japonia. Ale jak się bliżej przyglądnąłem zagadnieniu, to sprawa zaczęła wyglądać zgoła inaczej. Według sztucznej inteligencji:

Liczby ludności na rok 1939 w Wielkiej Brytanii nie udało mi się znaleźć, ale znalazłem największą liczbę ludności jaką osiągnęło imperium brytyjskie (gdzieś około roku 1925) - 425,4 mln ludzi. Wtedy liczba ludności na świecie wynosiła około 2ch miliardów. Czyli co piaty mieszkaniec Ziemi mieszkał w imperium Brytyjskim. Przeliczając to na obecną liczbę ludności Wielka Brytania powinna liczyć około 1,6 miliarda ludzi, a liczy niecałe 70 milionów. Obecna powierzchnia Wielkiej Brytanii to 244 820 km². Widać gołym okiem, że druga wojna światowa uruchomiła procesy w wyniku których Wielka Brytania poniosła największe straty terytorialne i ludnościowe spośród wszystkich państw zaangażowanych w tą wojnę. Podobnie jest z Francją. Francja do drugiej wojny światowej była drugim największym imperium świata. Wygląda na to, że największymi przegranymi były Anglia i Francja, a nie Niemcy i Japonia. Spójrzmy teraz na wygranych i przegranych w tak podstawowej sprawie jak dostęp obywateli to czystej wody. O Rosji - spadkobierczyni Związku Radzieckiego nie będę pisał bo wiadomo jak jest. Porównam przegranego - Niemcy ze zwycięzcą - USA. Najpierw Niemcy.

A teraz USA:

To kto właściwie wygrał, a kto przegrał II wojnę światową? Kiedyś napisałem artykuł mówiący, że Niemcy po stu latach wygrali I wojnę światową. Być może II wojna nadal trwa?
Mimo milionów, jeśli nie miliardów, badań, artykułów książek, filmów, wypowiedzi mądrych osób, prac magisterskich, doktoratów, habilitacji do tej pory tak na prawdę nie wiemy kto wygrał, a kto przegrał II wojnę światową, to co dopiero mówić o odleglejszych wydarzeniach. Bezpośrednie relacje możemy mieć od dziadków. Dziadkowie mogą nam powiedzieć, co opowiadali im ich dziadkowie. Czyli pamięć rodu może sięgnąć 100 - 150 lat wstecz. Co było wcześniej, to nie wiemy. Można nam wmówić wszystko. Ktoś powie, że przecież są kroniki, dokumenty itp. To teraz chciałbym przyjrzeć się bliżej możliwościom pozyskiwania danych z przeszłości.
Tradycja oralna, czyli przekazy mówione - wszelkie formy przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie.
Weźmy takiego Aleksandra Wielkiego. Umarł w roku 323 p.n.e., a jego pierwsza biografia została napisana w I wieku naszej ery przez Kwintusa Kurcjusza Rufusa, czyli ponad 300 lat po jego śmierci. Przez ten czas istniała tylko tradycja mówiona. I teraz pytanie. Ile możemy powiedzieć o Tadeuszu Kościuszce opierając się tylko na przekazach rodzinnych, pamięci dziadków i pradziadków, a nie na tym czego uczono nas w szkole? Ani chybi nic. Gdyby nie było szkoły, to pewnie ktoś połączyłby szewca Skubę z Janosikiem i Wyrwidębem i otrzymałby Kościuszkę. I tyle byśmy o nim wiedzieli. A ten kto ustala szkolny program historii może sobie cokolwiek wpisać.
Tradycja pisana - kroniki, listy itp
Czyli ktoś coś pisze, co gdzieś usłyszał lub wymyślił sobie. Ja też piszę wiele w internecie i pewnie za 1000 lat naukowcy uznają to za prawdę objawioną. W średniowieczu mnisi pisali kroniki. Taki mnich siedział w klasztorze, coś tam usłyszał od kupców, czy innym ludzi, którzy przychodzili do niego na plotki i pisał to w kronice. Z jakiś tajemniczych psychologicznych powodów ludzie bardziej wierzą słowu pisanemu niż mówionemu. Czyli jeśli powiem jakąś bzdurę, to wszyscy puszczą to mimo uszu, albo się zaśmieją. Ale jeśli tą samą bzdurę zapiszę, to część ludzi zacznie się zastanawiać, czy to nie jest prawda. I tak samo może być z kronikami.
Artefakty
Przedmioty z dawnych czasów maja nas przekonać do pewnych wydarzeń historycznych. Przytoczę fragment posta który zamieściłem lata temu o Wielkiej Lechii:
"Ja się zastanawiam, co powiedzą o naszych czasach badacze, za na przykład 10 000 lat. Zwróćmy uwagę jak ubogi jest materiał archeologiczny sprzed 2- 3 tysięcy lat, szczególnie z terenów Polski. Co będzie za dziesięć tysięcy lat?
Obawiam się, że większość naszych współczesnych wyrobów do tego czasu nie będzie istnieć, bo wszystko obecnie ma być eko i musi być biodegradowalne. Coraz więcej ludzi po śmierci poddaje swoje ciała kremacji, więc szkieletów też nie będzie. Może się okazać, że masowy napływ emigrantów do Europy skłoni większość białej populacji do emigracji na inne kontynenty, na przykład do Afryki, której ludność właśnie licznie przybywa do Europy. Coraz mniej się teraz zapisuje na papierze, czy innych materiałach, a większość na dyskach komputerów, a jeszcze lepiej w chmurze. Może się okazać, że za 10 000 lat te zasoby będą niedostępne. Choćby z tego prostego powodu, że wtedy nie będzie się używało prądu elektrycznego, a ludzie będą posiadać komputery fotonowe zasilane światłem i prowadzące operacje logiczne za pomocą światła. Prąd elektryczny może nie być już potrzebny. Z prądem elektrycznym jest jak z pieniędzmi. W zasadzie nie potrzebujemy pieniędzy, tylko dobra, które za nie możemy nabyć jak jedzenie, ubranie etc. Pieniądze służą nam tylko do tego, żeby te dobra nabyć w czasie, gdy nam są potrzebne. Są jakby wygodnym rezerwuarem dóbr. To samo jest z prądem elektrycznym i energią elektryczną. Człowiekowi energia potrzebna jest w postaci światła, ciepła, ruchu. Energia elektryczna zupełnie do życia nie jest potrzebna, ale stosunkowo łatwo i wygodnie można ją przechowywać, transportować i zmieniać na inne formy energii. Może się okazać, że za jakiś czas światło zastąpi prąd elektryczny. Dzięki światłowodom łatwo je będzie transportować, w jakiś sposób zacznie się je magazynować i zmieniać na inne formy energii. Można sobie wyobrazić sytuację, że energia będzie magazynowana na orbicie okołoziemskiej w postaci rotujących mas, a następnie energia kinetyczna ich ruchu będzie przekształcana bezpośrednio na światło i laserami przekazywana na powierzchnię Ziemi, gdzie zostanie zamieniona na inne formy energii. Czyli za niedługi czas prąd elektryczny może pójść w zapomnienie.
Wyobraźmy sobie, że za 10 000 lat czarni archeolodzy mieszkający na terenie obecnej Polski znajdują smartfon Huawei. Nie będą wiedzieli do czego służył, bo prąd elektryczny tysiące lat wcześniej poszedł w zapomnienie. Prawdopodobnie okres na który będzie datowany ten smartfon nazwą kulturą smartfonów dotykowych i uznają, że ten obiekt archeologiczny służył kobietom z dalekiej przeszłości do przeglądania się podczas zabiegów kosmetycznych. Nie będzie to dalekie od prawdy.
Jeśli na smartfonie będą naklejone jakieś emotikony, to uznają, że ludność w tamtych czasach posługiwała się pismem piktograficznym. Oczywiście największe znaleziska Huawei będą na terenie obecnych Chin, więc przyszli archeolodzy dojdą do wniosku, że ludność zamieszkująca tereny obecnej Polski w dawnych czasach, czyli w czasach nam współczesnych była rasy żółtej.
To były rozważania na temat smartfona. A co będzie, gdy przyszli archeolodzy znajdą podziemną bazę rakietową np. na Krymie? Rakieta będzie stała, niezdatna do niczego, gdzieś pod jakąś kopułą, która dawno temu się otwierała, ale za 10 000 lat już otwierać się nie będzie. Pewnie dojdą do wniosku, że to była świątynia jakiegoś kultu fallicznego."
A teraz podam przykład z bliskiej przeszłości z archiwum mojej świętej pamięci mamy. Ona trzymała praktycznie wszystkie dokumenty. I wśród nich znalazłem "Policyjne zameldowanie" z czasów Generalnej Guberni. Poniżej jest meldunek z 1 listopada 1944 roku.

Na meldunku jest jakaś czerwona pieczątka. I teraz meldunek z 10 lutego 1945 roku.

Na nim również jest czerwona pieczątka, tylko że już z innym napisem. Za 50 czy za 100 lat pieczątka wyblaknie i będzie nie do odczytania. I ktoś wtedy znajdzie ten dokument i powie: " Hola, hola, jak to Rosjanie wkroczyli do Krakowa 18 stycznia 1945 roku, jeśli ja mam dokument mówiący, że Generalna Gubernia funkcjonowała w najlepsze jeszcze 10 lutego 1945 roku."
Jasnym jest, że Miejsku Urząd Obwodowy używał niemieckich druków, bo nie miał jeszcze swoich. Ale przyszły odkrywca nie będzie o tym myślał, tylko będzie podważał panującą wersję dokumentem z dawnych lat.
W dokumentach mojej mamy było świadectwo szkolne mojego dziadka z 1914 roku. Dziadek mieszkał w Tarnowie, który wtedy należał do Cesarstwa Austro - Węgierskiego. I jakie języki były używane w cesarstwie?

Najważniejszym językiem był język niemiecki. A tu świadectwo mojego dziadka, jakby nie było dokument urzędowy, było napisane po polsku.

Mało tego, jako kraj zamieszkania została wskazana Galicja, a nie żadne Austro - Węgry.

I za kilkadziesiąt lat ktoś przejmie ten dokument i będzie się upierał, że w 1914 roku Cesarstwo Austro - Węgierskie już nie istniało, a Tarnów leżał w kraju o nazwie Galicja, gdzie mówiono po polsku.
Niekiedy mogło dochodzić do oszustw z różnych powodów. A to z pobudek patriotycznych, chęci sławy czy zarobku. Potem takie oszustwo bardzo ciężko jest zdemaskować, bo mnóstwo osób jest zainteresowanych, by nie wyszło ono na jaw. Weźmy najpierw historyczny przykład prawdopodobnego oszustwa, a później zajmiemy się hipotetycznymi przykładami.
Idol ze Zbrucza
Generalnie nie wiadomo kto go znalazł, kiedy i gdzie. Wiadomo, że w końcu znalazł się u Macieja Potockiego, który przekazał go Towarzystwu Naukowemu Krakowskiemu. Wątpliwości jest wiele:
"Na przykład poziom detali jest podejrzany. Zwraca też uwagę dobry stan zachowania, mimo rzekomego przebywania w rzece przez dziesięć stuleci. Jest też masa innych wątpliwych szczegółów (m.in. szabla, która nie przypomina słowiańskiej, czy obrączka nie stosowana przez dawnych Słowian).
Dlatego niektórzy badacze skłaniają się ku tezie, że posąg jest mistyfikacją na nurcie tendencji polskiego romantyzmu do gloryfikowania słowiańskości. Nie przypadkowym może być fakt, że w pobliżu miejsca odnalezienia posągu lubił się przechadzać Tymon Zaborowski, romantyczny poeta, który pisał o dawnych Słowianach"
National Geographic obstaje przy autentyczności posągu:
"„Przez niemal sto siedemdziesiąt pięć lat nikt nie był w stanie jednoznacznie dowieść fałszywości pogańskiego posągu. Jest to dla mnie jednym z najsilniejszych argumentów za jego autentycznością. Tego rodzaju mistyfikacje upadają zdecydowanie szybciej, zwłaszcza przy tak gigantycznym naukowym zainteresowaniu” – podsumuje Jakub Kuza."
Ale nie dodaje, że przez te lata nikt nie był zainteresowany by ujawnić oszustwo. W czasie, gdy posąg przybył do Krakowa mówienie, a tym bardziej wykazanie, że to jest fałszywka byłoby niepatriotyczne i można było być posądzonym o sprzyjanie zaborcom, a dodatkowo Towarzystwo Naukowe Krakowskie chciało wykazać się sukcesem. Potem nagromadziło się tyle prac naukowych i książek dowodzących oryginalności posągu, że udowodnienie czegoś przeciwnego graniczy z niemożliwością.
Oczywiście jest również taka możliwość, że to faktycznie jest starosłowiański posąg sprzed chrystianizacji Polski.
Oprócz pobudek patriotycznych lub chęci uzyskania sławy odkrywcy były oczywiście pobudki czysto finansowe.
Weźmy hipotetyczny przykład osiemnasto- czy dziewietnastowiecznego właściciela ziemskiego, który chce sprzedać jakąś część swojej ziemi, a nie może uzyskać za nią dobrej ceny. Wtedy na świecie panuje szał odkryć archeologicznych, a to w Grecji, we Włoszech czy w Egipcie. Dlaczego on by miał czegoś nie znaleźć na swojej ziemi, co podniosło by wartość gruntów? Zleciłby jakiemuś mincerzowi wytworzenie srebrnych monet, które stylizowane by były na staroarabskie, rzymskie czy greckie. zakopałby na swoim polu. Następnie po jakimś czasie kazałby, pod pretekstem jakiś tam prac ziemno - rolnych, przekopać grunt w tym miejscu. Oczywiście pod jego nadzorem. Chłopi znaleźliby monety i wieść by się rozniosła, że na tym polu ukryte są skarby. Cena gruntu by wzrosła, bo potencjalni nabywcy mieliby nadzieje znaleźć tam coś więcej, A i na sprzedaży "znalezionych" monet można by było coś zarobić. Monety trafiłyby do prywatnych kolekcji czy ośrodków nauki i badacze opisywaliby nowe rodzaje starożytnych czy średniowiecznych monet. Wytyczaliby nowe antyczne szlaki kupieckie itp. I wszyscy byliby zadowoleni. I nikt nie podważałby prawdziwości znaleziska, bo wszystkim zależałoby, żeby uznać je za prawdziwe. I tworzyłoby się nowe fakty historyczne, które nigdy nie zaistniały.
A czy w dzisiejszych czasach możliwe byłyby podobne oszustwa?
Jak najbardziej tak. Weźmy hipotetyczny przykład. Przedsiębiorca buduje hotel w Pieprzykowicach Górnych. Nikt tam nie przyjeżdża. Biznesmen ponosi straty. Więc co robi? Kupuje na Temu takie monety.

Albo takie.

A najlepiej takie.

Zakopuje te monety w jakimś okolicznym nieuczęszczanym miejscu i czeka powiedzmy rok. Po roku namawia grupę detektorystów, żeby przeszukali wskazaną przez niego okolicę, bo słyszał, że mogą tam być artefakty z II wojny światowej, a nawet z pierwszej. Detektoryści znajdują monety i zaczyna się. Przedsiębiorca namawia sołtysa Pieprzykowic Górnych, żeby nie oddawał nigdzie skarbu, tylko wybudował lokalne muzeum za pieniądze z Unii Europejskiej. Pieprzykowice występują o dotacje z Unii Europejskiej i innych źródeł pieniędzy na budowę muzeum, dróg i innej infrastruktury wokółmuzealnej. Archeolodzy piszą publikacje naukowe o tym odkryciu cytując się wzajemnie, aby podnieść swój indeks Hirscha. Występują o granty naukowe. Wytyczają nowy historyczny "jedwabny szlak" przechodzący przez Pieprzykowice Górne. Jakiś stary rozpadający się wychodek zakwalifikowany zostaje jako historyczna rezydencja bogatego chińskiego kupca. Powstają nowe prace naukowe na temat tej rezydencji. I teraz niech ktoś spróbuje odkręcić to wszystko i udowodnić, że monety zostały zakupione na Temu, a chińska rezydencja to stary wychodek. Zbyt wiele osób jest zaangażowanych w tworzenie fikcji, żeby to się udało. I w ten sposób powstanie nowa "prawda historyczna".
Oficjalna narracja historyczna nie pasowała już Heribertowi Illigowi, który zasugerował "czas widmowy" na okres miedzy VII, a X wiekiem:
"Illig argumentuje swoją tezę również faktem niedoboru dowodów archeologicznych datowanych na okres
614 - 911, na postrzeganych nieprawidłowościach przy datowaniu radiometrycznym i dendrochronologicznym oraz na nadmiernym poleganiu na źródłach pisanych historyków zajmujących się średniowieczem. Illig uważa także, że obecność architektury romańskiej w dziesiątym wieku jest dowodem na to, że minęło wtedy mniej niż pół tysiąclecia od momentu upadku cesarstwa zachodniorzymskiego, wnioskuje także, że okres Karolingów, w tym osoba Karola Wielkiego, jest mistyfikacją, dokonaną na zlecenie Ottona III i papieża Sylwestra II."
Fomienko i Nosowski również nie wierzą w datowanie radiowęglowe i dendrochronologiczne:
"Fomienko jest jednym z autorów koncepcji manipulacji chronologią historyczną, zwanej Nową Chronologią. Fomienko twierdzi, że odkrył nowe metody empiryczno-statystyczne i ich zastosowanie do ustalenia, że wiele wydarzeń historycznych nie odpowiada datom, w których powinny nastąpić. Na tej podstawie twierdzi, że cała historia starożytna (w tym historia Grecji, Rzymu i Egiptu) jest jedynie odbiciem wydarzeń, które miały miejsce w średniowieczu, a cała historia Chin i Arabów to wymysły jezuitów z XVII i XVIII wieku. Fomienko jest autorem, a niekiedy współautorem kilku książek analizujących kroniki historyczne, a także chronologię starożytności i średniowiecza. Twierdzi również, że Jezus żył w XII wieku n.e. i został ukrzyżowany na Wzgórzu Jozuego; że wojna trojańska i krucjaty były tym samym wydarzeniem historycznym; i że Czyngis-chan i Mongołowie byli w rzeczywistości Rosjanami, że ziemie na zachód od Trzynastu Kolonii, które obecnie tworzą Amerykański Zachód i Środkowy Zachód, stanowiły dalekowschodnią część „Imperium Syberyjsko-Amerykańskiego” przed jego rozpadem w 1775 roku, oraz wiele innych twierdzeń, które przeczą konwencjonalnej historiografii. Oprócz kwestionowania chronologii pisanych, Fomienko kwestionuje również naukowe techniki datowania, takie jak dendrochronologia i datowanie radiowęglowe"
Nie jest wykluczone, że maja rację.
Fomienko zwrócił uwagę, że do XVIII, a nawet w niektórych przypadkach do XIX wieku datę zapisywano trzema cyframi, a przed datą stawiano J, I albo J z ogonkiem na dole (J,) a nie 1. Pokazuję to na przykładach wieży kościoła Mariackiego w Krakowie i na starych monetach (oczywiście zakupionych na Temu).



Pomyślałem sobie, że skoro wszyscy wokół tworzą historię, to może i ja potworzę historię na własne potrzeby i na potrzeby moich potomków, że nie wypadliśmy krowie spod ogona, tylko mamy szlachetnych przodków. Najpierw sprawdziłem kiedy pierwszy raz pojawiło się nazwisko Jaworski. Gemini AI odpowiedział:

Najwcześniejsze wzmianki już mam, a teraz czy pomiędzy najstarszymi wzmiankami o Jaworskich, a mną był jakiś sławny przodek. No i jest, mam hrabiego w linii przodków:
"Nadany w Galicji 27 czerwca 1782 Józefowi Jaworskiemu, synowi Andrzeja Antoniego. Podstawą nadania tytułu był patent z 1775, pełniony urząd ziemski, tytuł barona (zob. Jaworski Baron). Wraz z nim, tytuł otrzymał jego brat, Gabriel."
Hrabia Jaworski miał poniższy herb.

Spytałem ChatGPT, czy jest historyczne połączenie miedzy Jackiem Jaworskim i Romanem Jaworskim, a którymś z hrabiów Jaworskich. ChatGPT wygenerował coś takiego:

Rodowód już mam. Srebrne pierścienie rodowe z herbem hrabiów Jaworskich też się pojawiły.


Jestem już hrabią. Przydałoby się zostać bohaterem. Mówisz i masz. Jest i szabla upamiętniająca moje bohaterskie czyny.


"Jackowi Jaworskiemu w uznaniu męstwa", jeśli ktoś nie mógłby się doczytać. Nie dość, że hrabia, to jeszcze bohater.
Może moje dzieci, jeśli będę je miał, mogą w to nie bardzo wierzyć. Ale wnuki i prawnuki będą przekonane o tym, że są z rodziny hrabiowskiej. Wiedząc, że w latach 20-tych XXI wieku była straszliwa pandemia i wielka wojna, bo tak ich będą uczyć w szkole, dorobią jakąś hagadę do dziejów rodziny i wyjdzie na to, że dziadek Jacek był nie lada kozakiem.
Lustro Twardowskiego

Lustro Twardowskiego znajduje się w zakrystii bazyliki pod wezwaniem. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny oraz świętych: Piotra, Pawła, Andrzeja i Katarzyny w Węgrowie.
Na poniższych zdjęciach pokazuję wygląd bazyliki..






A tak wygląda wejście do zakrystii kościoła od strony ulicy.

Opis lustra znajduje się na węgrowskim rynku.

Wikipedia jeszcze dodaje:
"Według hipotezy Pantelejmona Juriewa (1904–1983, literat i dziennikarz), na powierzchni lustra znajdują się niewidoczne gołym okiem sztychy dwóch postaci – kobiety i diabła, rzut tego obrazu ma się ujawniać pod wpływem silnego strumienia światła.
Legendy
- W roku 1812 w trakcie wyprawy na Rosję, wielka armia Napoleona Bonapartego zawitała do Węgrowa. Wódz postanowił rozbić tu obóz. Gdy usłyszał o legendzie lustra, które może jakoby pokazywać przyszłość, udał się zobaczyć je na własne oczy. Podobno zobaczył w nim klęskę, jaką miała ponieść jego armia w Rosji. W jednej z wersji wściekły Napoleon uderzył ręką w lustro, czego ślady – pęknięcie, widoczne jest do dziś. W innym podaniu przerażony upuścił lustro, które pękło na trzy kawałki.
- Kolejna legenda związana jest z królem Zygmuntem Augustem, dla którego Twardowski miał wywołać ducha jego zmarłej żony Barbary Radziwiłłówny. Znany mag Twardowski miał doprowadzić do zmaterializowania postaci żony przed obliczem króla. W specjalnie przygotowanej sieni naprzeciwko lustra postawił krzesło. Nakazał królowi, aby spoczął na nim i pod żadnym pozorem nie wstawał z krzesła, bo to może przynieść wielkie nieszczęście. Król wzruszony widokiem młodo zmarłej żony, wstał i próbował ją objąć. W tej samej chwili zjawa rozpłynęła się, a lustro pękło. Niedługo po tym wydarzeniu zarówno król, jak i Pan Twardowski zmarli.
- Legenda opowiadana przez miejscowych, mówi że ksiądz spojrzawszy w lustro zobaczył diabła i rzucił w nie kluczami, stąd pęknięcia.
- Za czasów Napoleona, jeden z polskich żołnierzy uciekając przed wojskami carskimi skrył się w kościele, spojrzał w lustro i zobaczył starca z długą siwą brodą, zgarbionego i podtrzymującego się laską. Do kościoła wpadli żołnierze carscy, pojmali polskiego żołnierza. Został zesłany na Sybir, skąd wrócił jako starzec."
Może nie wszyscy pamiętają, kto to był Twardowski, wiec przypomnę (za Wikipedią polską):
" Pan Twardowski, Mistrz Twardowski, zwany polskim Faustem – postać szlachcica polskiego, który, wedle podania, zaprzedał duszędiabłu. Jest głównym bohaterem kilku baśni i legend, z których niemal każda przedstawia odmienną historię. Jedna z najbardziej znanych głosi, że obecnie przebywa on na Księżycu.
Wedle legendy Twardowski był szlachcicem, zamieszkującym Kraków w XVI wieku. Zaprzedał duszę diabłu w zamian za wielką wiedzę i znajomość magii. Chciał jednakże przechytrzyć diabła, więc do podpisanego z nim cyrografu dodał paragraf mówiący o tym, że diabeł może zabrać jego duszę do piekła jedynie w Rzymie, do którego wcale nie planował się udawać.
Z pomocą czarta Twardowski zyskał bogactwo i sławę, w końcu stając się dworzaninem króla Zygmunta Augusta. Król ów po śmierci swej małżonki otoczył się astrologami, alchemikami i magami. Jak głoszą legendy, Twardowskiemu udało się wywołać ducha zmarłej Barbary dzięki zastosowaniu magicznego Lustra Twardowskiego.
Po wielu latach, w karczmie pod nazwą Rzym, bies dopadł w końcu Twardowskiego. W czasie uprowadzenia tenże miał modlić się do Marii (lub według innej wersji śpiewać kościelną pieśń), przez co diabeł zgubił go po drodze. Twardowski wylądował na Księżycu, gdzie przebywa po dziś dzień, obserwując poczynania ludzi na Ziemi. Inna z legend mówi, że diabeł uwolnił Twardowskiego, gdyż w cyrografie zawarte było, że może zabrać jego duszę, gdy ten w Rzymie wypowie jego imię. A jak głosi legenda – imienia tego nikt nie znał. Twardowski zwrócił na to diabłu uwagę, gdy ten zabierał go ze sobą. Puścił więc diabeł Twardowskiego, on zaś zamiast spaść na ziemię, wylądował na księżycu. Jest tam do dzisiaj.
Postać Pana Twardowskiego wzorowana jest prawdopodobnie na jednym z czarnoksiężników króla Zygmunta Augusta, Janie Twardowskim. Tenże miał rzeczywiście istnieć i przypisywane by mu było wywołanie ducha zmarłej Barbary Radziwiłłówny. Z kolei niektórzy badacze za pierwszą historyczną wzmiankę o Twardowskim uznają dokument znaleziony w Archiwum Diecezjalnym w Płocku z 1495 roku wspominający o czarnoksiężniku nazwiskiem Twardosky."
Anglojęzyczna Wikipedia dodaje:
" Dr Jan Kuchta w swojej rozprawie doktorskiej z 1935 roku pt. „Krakowski czarnoksiężnik XVI wieku. Mistrz Twardowski” zasugerował, że Twardowski mógł być niemieckim szlachcicem urodzonym w Norymberdze i studiującym w Wittenberdze przed przybyciem do Krakowa. Jego nazwisko Lorenz Dhur zostało zlatynizowane jako Laurentius Durus, a następnie przetłumaczone jako Twardowski w języku polskim; durus i twardy oznaczają odpowiednio „twardy” po łacinie i polsku. Istnieją również spekulacje, że legenda ta została zainspirowana życiem Johna Dee lub jego współpracownika Edwarda Kelleya, którzy obaj mieszkali przez pewien czas w Krakowie."
Ciekawe, że tę hipotezę wysunięto w roku 1935, a to był ciekawy rok (bryk.pl):
"Podczas uroczystości sylwestrowych w 1935 r. Hitler wspomniał naszemu ambasadorowi Lipskiemu, że może nadejść czas, w którym wspólnie Polska i Niemcy będą się wspierać w walce przeciw Związkowi Radzieckiemu. W styczniu tego samego roku Georing przedstawił Piłsudskiemu pomysł wspólnego ataku na Sowietów.
Natomiast dnia 3 lipca 1935 r. wódz Niemiec podczas spotkania z ministrem Beckiem stwierdził, że za jego najważniejsze stosunki w polityce zagranicznej są z Wielką Brytanią oraz z Polską. Dodatkowo stwierdził, że Niemcy nie zamierzają pozbawić Polski dostępu do morza.".
Był to rok, kiedy chciano podkreślić wspólnotę narodów polskiego i niemieckiego i pewnie stąd wziął się pomysł polsko - niemieckiego bohatera - pana Twardowskiego..
Idąc na spotkanie z lustrem Twardowskiego wyposażyłem się w kilka aparatów: Nikon Coolpix P900, telefon komórkowy Motoroli do którego zastosowałem filtr z dwucyjaniną (to znaczy to były okularki, które kupiłem jako zawierające filtr z dwucyjaniną) i aparat Bluetech, który jest reklamowany jako robiący zdjęcia rentgenowskie, a tak na prawdę, to chyba są obrazy w bliskiej podczerwieni. Zdjęcie wprowadzające do artykułu zostało zrobione właśnie tym aparatem. Zdjęcia fotografowane telefonem komórkowym były robione bez lampy błyskowej, zdjęcia robione Nikonem i Bluetechem - z lampą.
Poniżej przedstawione jest zdjęcie zrobione telefonem komórkowym Motorola bez lampy błyskowej i filtra z dwucyjaniny.

Na powyższym zdjęciu w lustrze widać odbicie obrazu znajdującego się na przeciwko.
Na poniższym zdjęciu zrobionym Motorolą z filtrem z dwucjanina bez lampy błyskowej niewiele można dopatrzyć się w lustrze.

Następnie zrobiłem zdjęcie Bluetechem. z lampą błyskową, bo bez lampy kompletnie nic nie było widać na zdjęciu.

Jak we wcześniejszym przypadku z dwucjaniną, również tym razem nie widać nic w lustrze.
Dopiero, gdy zrobiłem zdjęcia Nikonem z lampą błyskową, to z trudem coś można było się dopatrzyć w lustrze.

Faktycznie, z trudem, można się doszukać dwóch twarzy i to w tym samym miejscu.

Dla tych co nic tu nie widzą to podpowiadam.


Na upartego można znaleźć i trzecią twarz poniżej dwóch poprzednich.

Pantelejmon Juriew może mieć rację z tymi twarzami ukrytymi w lustrze. Ale to wymaga dalszych obserwacji.
Kopce Krakowa - część 7, Kopiec Wawelski

Z Kopcem Wawelskim jest wielce dyskusyjna sprawa. Obecnie jest odbudowany mały kopczyk umiejscowiony w pobliżu kas i kawiarni Słodki Wawel, ale to tylko tak dla turystów.
Poniższe zdjęcie nowego Kopca Wawelskiego jest zrobione aparatem BlueTech,

a to poniżej - zwykłym aparatem.

Kopiec Wawelski w swoim wykładzie o kopcach krakowskich potraktowałem trochę po macoszemu, a temat jest intrygujący. Wikipedia w jednym miejscu tak mówi o Kopcu Wawelskim:
"Kopiec Wawelski – nieistniejący kilkumetrowej wysokości kopiec, usypany najprawdopodobniej na przełomie VII i VIII w. n.e. na Wzgórzu Wawelskim, zlikwidowany na początku XIX w."
I dalej:
"Informacji o kopcu na Wawelu zachowało się bardzo niewiele. Fakt jego istnienia potwierdza jednak ikonografia z dawnych epok. Trudno obecnie sprecyzować datę powstania nasypu, choć liczne zbieżności z wczesnośredniowiecznymi kopcami Krakowa, nasuwają przypuszczenie, że powstał on w okresie podobnym co one, tj. około 700 r. n.e. Kopiec pełnił najprawdopodobniej funkcje sakralno-sepulkralne (być może również sądowe - Janusz Roszko wysunął hipotezę, jakoby władcy piastowscy wydawali zeń wyroki), a usunięty został zapewne na początku XIX w., w trakcie wyburzania przez Austriaków kościołów św. Michała i św. Jerzego"
Ale ta sama Wikipedia w innym miejscu, gdy opisuje Wawel i jego historię, ani słowem nie zająknie się o Kopcu Wawelskim. Jedynie podaje taką informację:
"W czasach przed- i wczesnopiastowskich w miejscu późniejszych kościołów św. Jerzego oraz św. Michała (tzw. jednostka osadnicza jerzycko-michalska) na wzgórzu prawdopodobnie znajdowało się miejsce kultu pogańskich Słowian"
Nawet przedstawia plan Wawelu, ponoć z roku 1796, na którym nie ma zaznaczonego kopca.

A tu ten sam plan . ale trochę wyraźniejszy.

Na powyższym planie nie ma zaznaczonego kopca, a co ciekawe, wygląda na to, że budynek Wikarówki i kas katedry już istniał w stanie podobnym jak obecnie, co widać na mapie z Geoportalu przedstawionej poniżej. Na tym planie nawet nie ma miejsca na jakiś kopiec, chyba, że bardzo mały. Ale na takim kopcu żadne wiece słowiańskie, czy obrzędy pogrzebowe raczej by się nie odbyły.

Wydaje się, że Wikipedia w tym względzie mija się z prawdą, bo w książce "Kraków w odnowie" jest pokazane zdjęcie z 1840 roku, gdzie Wikarówki w obecnym kształcie jeszcze nie ma. Jest tam jakiś budynek z lewej strony obrazu, ale mniejszy i cofnięty do tyłu.

Wikarówka musiała zostać dobudowana później, bo na zdjęciach, które zrobiłem widać jej niedopasowanie do wcześniejszego budynku.


Jest i zdjęcie tego budynku zrobione kamerą podczerwoną.


Poniższe zdjęcie zostało zrobione z użyciem filtra z dwucjaniną.

Wawel musiał być ważnym punktem dla starożytnych ludów, gdyż Władysław Góral w swoim artykule dla czasopisma Geodezja (tom 12, zeszyt 2/1, rok 2006), opisując zależności astronomiczne miedzy kopcami w Krakowie, wyróżnił Wieżę Zygmuntowską jako jeden z istotnych obiektów związanym ze zjawiskami astronomicznymi.
Gdzie ten kopiec mógł być?
Na portalu ciekawi-krakowa, który w tajemniczy sposób zniknął z internetu, znalazłem takie mapki sporządzone przez Austriaków.

Na planie z prawej strony widać na dole kościół św. Michała powyżej Kopiec Wawelski, a nad nim kwadrat wskazujący na budynek, który dzisiaj przylega do Wikarówki. Ponad kopcem, na planie zaznaczona jest Baszta Złodziejska, która na współczesnym planie Wawelu zaznaczona jest w zupełnie innym miejscu (na czerwono).

Na planie Wawelu zamieszczonym w Wikipedii, który pochodzi ponoć z roku 1796 Baszta Złodziejska pokazana jest w tym samym miejscu, co na współczesnym planie.
Ale gdy spojrzymy na mapę lidarową z Geoportalu, to zobaczymy, że w miejscu Wikarówki znajdował się jakiś inny obiekt wyglądający na kopiec.

Być może kopiec znajdował się właśnie w tym miejscu. Wierzono, że wychodzą z niego moce piekielne, więc z dwóch stron otoczono go kościołami oddzielając kopiec, od części mieszkalnej Wawelu. Pewnie to był powód, że jeden z kościołów był pod wezwaniem św. Jerzego. który pokonał smoka, a drugi Michała, który pierwszy stanął do walki przeciw zbuntowanym aniołom. Katedra Wawelska oddzielała kopiec od pomieszczeń królewskich.
Kopiec Krakusa II (syna Kraka, Krakusa starszego)

Kopiec Krakusa w Krakuszowicach, przedstawiony na powyższej fotografii, został opisany w wielu miejscach w internecie, więc pozwolę sobie zacytować parę fragmentów. Wikipedia informuje nas:
"Kopiec Krakusa II zwany także Kopcem Kraka II lub Kopcem Kraka Młodszego – kopiec owalny o wysokości ok. 11 m, znajdujący się na przedpolu wschodniej części Pogórza Wielickiego na zboczu wzgórza w miejscowości Krakuszowice położonej 6 km na północny wschód od Gdowa."
Poniżej zdjęcie kopca i okolicy zrobione przez Google Maps.

Współrzędne geograficzne kopca to; 49°57′01,6″N, 20°14′39,4″E.
I dalej Wikipedia:
"Pochodzenie kopca jest nieznane. Przypuszcza się, że powstał on w okresie wczesnego średniowiecza. Legenda zapisana przez Wincentego Kadłubka głosi, że król Krak miał dwóch synów. Zaraz po zabiciu smoka młodszy napadł i zgładził starszego brata, ojcu zaś przekazał, że była to wina potwora. Wkrótce jednak oszustwo wyszło na jaw i młodszy z braci został skazany na wieczne wygnanie. Jan Długosz podobnie przytacza opowieść jak to młodszy z braci w dogodnym czasie zamordował starszego brata, a okryte ranami ciało zakopał w piasku."
Oczywiście legenda, że synowie Kraka zabili Smoka Wawelskiego, to jeden z wariantów zagłady potwora. Kto tak na prawdę go zabił do tej pory nie wiadomo, o czym pisałem już na tym blogu.
Portal internetowy gazetagdowianin.pl do historii Kopca Krakusa dodaje taki szczegół:
"W 1817 r. dokonano jego pomiarów, podczas których stwierdzono wyraźne spłaszczenie wierzchołka, co świadczyło, że pierwotnie kopiec był znacznie wyższy."
Na zdjęciu, które zrobiłem, widać jakieś tam spłaszczenie.

Wcześniej cytowana Wikipedia tak przedstawia późniejsze kolej losu kopca:
" August Bielowski zwiedzając okolice w 1844 opisał kopiec jako „ogromną mogiłę sypaną i okopaną głębokim rowem”. Przypuszczał, że była ona miejscem dawnych pogańskich zwyczajów składania ofiar bóstwom. W 1905 roku właściciel okolicznych ziem nakazał rozkopać kopiec celem poszukiwania skarbów i wyjaśnienia pochodzenia kopca. Na jego polecenie wykonano potężny wkop widoczny od strony zachodniej, który nie wniósł do dziejów kopca żadnej istotnej informacji, a same „badania” i poszukiwanie zakopanych skarbów doprowadziły do znacznego widocznego do dziś zniszczenia ziemnej budowli. Od strony wschodniej rów pozostaje niewidoczny."
Patrząc na Google Maps nie widać przekopu.

Ale na zdjęciach z Geoportalu widać go wyraźnie.

To niebieskie kółko koło kopca to mój telefon zlokalizowany przez Geoportal. Patrząc na zdjęcie z Geoportalu wokół kopca można zauważyć wgłębienie, jakby pozostałości fosy, co zarejestrowałem swoim aparatem.

Historią i niezwykłym położeniem kopca zajmowali się naukowcy. Władysław Góral w swoim artykule dla czasopisma Geodezja (tom 12, zeszyt 2/1, rok 2006) omówił zależności astronomiczne tego kopca w powiazaniu z innymi punktami w Krakowie i okolicy., o czym pisałem w poprzednim artykule i mówiłem na wykładzie dotyczącym kopców krakowskich zamieszczonym na Youtube.
Cytując dalej portal gazetagdowianin.pl dowiadujemy się, że:
Wzajemne położenie (azymut oraz odległość) pomiędzy kopcem w Krakuszowicach, a grodziskiem Chełm k/Łapczycy, zgadza się ze wzajemnym położeniem kopca Kraka i kopca Wandy.
1 maja – „Święto Pasterzy” – stojąc na kopcu Kraka, zobaczyć można, jak słońce wschodzi zza kopca Wandy (tak samo z Krakuszowic widać jak wschodzi zza Chełmu). W tym dniu krakowscy Celtowie wypędzali bydło na półroczny wypas, na soczyste trawy czarnoziemów okolic dzisiejszej Nowej Huty.
1 listopada -„Nowy Rok” – stojąc na kopcu Wandy, zobaczyć można, jak słońce zachodzi za kopcem Kraka (tak samo z Chełmu, jak nad Krakuszowicami i Łysą Górą). W tym dniu Celtowie powracali ze stadami do swoich zagród na okres zimy."
Jak łatwo zauważyć na Google Maps Kopiec Krakusa w Krakuszowicach tworzy prawie prostą linię z kopcami: Kraka i nieistniejącym już Esterki

Odwiedzając kopiec w Krakuszowicach byłem zaopatrzony w okulary, które wedle producenta zawierały dwucjaninę, dzieki której, teoretycznie, mógłbym zobaczyć coś więcej. Zrobiłem zdjęcia poprzez te okulary.

Na upartego można doszukać się jakiegoś niezwykłego obiektu.

Ale trzeba być bardzo upartym.
Domyślam się, ze kopiec w Krakuszowicach został zbudowany w innym celu niż to próbuje sugerować obecna nauka. Ale to tylko takie moje domysły.
Kopce Krakowa - część 6, zależności astronomiczne miedzy kopcami

Ważnymi punktami są; Kopiec Kościuszki, Kopiec Piłsudskiego i Wieża Zygmuntowska na Wawelu, co sugeruje istnienie tam prehistorycznych kopców. Według niektórych przekazów na Wawelu był kopiec, który został zniszczony przez Austriaków na początku XIX wieku.
Zależności astronomiczne zaobserwowane przez Władysława Górala przedstawione są w tabeli poniżej.

Jeśli spojrzymy na tabelę, to zobaczymy, że wschody i zachody słońca na linii Kopiec Kościuszki - Wieża Zygmuntowska wypadają w dniach równonocy jesiennej i wiosennej. Ja popatrzyłem na Google Maps i zauważyłem, że linia Kopiec Kościuszki - Wieża Zygmuntowska jest niemal równoległa do linii Kopiec Esterki - Kopiec Wandy.

Czyli wschody i zachody słońca na linii Kopiec Esterki - Kopiec Wandy powinny przypadać również w okolicach równonocy jesiennej i wiosennej z przybliżoną dokładnością do jednego dnia.
Kopiec Esterki, który opisałem w jednym z wcześniejszych wpisów, niektórzy uważają za pochodzący sprzed polskiej państwowości. Być może był ważnym elementem sieci kopców krakowskich. Inną ciekawą zależnością jest niemal równoległość linii łączącej Kopiec Esterki z Kopcem Kościuszki i Kopca Lutrów z Kopcem Wandy. Czarna linia na poniższym obrazku pokazuje odstępstwo linii Kopiec Lutrów - Kopiec Wandy od linii Kopiec Esterki - Kopiec Kościuszki.

Według przekazów Kopiec Lutrów pochodzi z końca XVIII wieku, ale według mnie jest dużo starszy, a w XVIII wieku został tylko przekopany. Niestety nie posiadam informacji jakie zależności astronomiczne mogą być związane z tymi kopcami.
Kopiec Esterki wygląda na jakiś ważny kopiec, bo linia łącząca Kopiec Krakusa w Krakuszowicach z Kopcem Kraka i Kopcem Esterki jest niemal prosta.

Według Władysława Górala zachody słońca na linii Kopiec Krakusa w Krakuszowicach - Kopiec Kraka wypadają w dniach 5 V i 9 VIII, a wschody: 4 II i 6 XI. Wschody i zachody słońca na liniach Kopiec Esterki - Kopiec Kraka i Kopiec Esterki - Kopiec Krakusa w Krakuszowicach powinny się różnić co najwyżej jeden dzień w przód lub w tył od powyższych dat.
Linia łącząca Kopiec Piłsudskiego - Kopiec Esterki - Kopiec Lutrów jest niemal prosta. Może to sugerować prehistoryczne pochodzenie tych trzech kopców.

Kolejną ciekawą rzeczą jest fakt, ż Kopiec Kraka - Wzgórze Wawelskie i Kopiec Esterki leżą w jednej linii.

Jeśli spojrzeć na linie Kopiec Esterki - Kopiec Krakusa i Kopiec Wandy - punkt triangulacyjny W297, to widać, że te linie są niemal równoległe.
Z powyższego wynika, że Kopiec Esterki nie był jakimś tam zwykłym kopczykiem, a miał istotne znaczenie w prasłowiańskiej astronomii.
Również Kopiec Piłsudskiego, Kopiec Kościuszki i Wzgórze Wawelskie leżą niemal w jednej linii.

Wschody i zachody słońca na linii Kopiec Kościuszki - Wieża Zygmuntowska przypadają 20 III i 22 IX w dni równonocy. Dni równonocy w różnych latach przypadają dzień wcześniej, dzień później, więc układ tych trzech kopców mógł służyć do korekcji daty i w zależności od roku wschody i zachody obserwowało się raz na linii Kopiec Kościuszki - Kopiec Piłsudskiego, raz na linii Kopiec Kościuszki - Wieża Zygmuntowska, a raz na linii Kopiec Piłsudskiego - Wieża Zygmuntowska.
Inna ciekawa zależność to niemal linia prosta miedzy Kopcem Piłsudskiego, Wzgórzem Wawelskim i Kopcem Grunwaldzkim w Niepołomicach wyznaczająca daty równonocy.
Te zależności miedzy kopcami mogą mieć nie tylko związek ze zjawiskami astronomicznymi, ale też z tak zwanymi ley lines:
"Ley lines to proste linie łączące różne historyczne struktury, prehistoryczne miejsca i ważne punkty orientacyjne. Pomysł ten rozwinął się na początku XX wieku w Europie, a zwolennicy ley lines twierdzili, że linie te były rozpoznane przez starożytne społeczeństwa, które celowo wznosiły wzdłuż nich struktury. Od lat 60. XX wieku członkowie ruchu Earth Mysteries i innych tradycji ezoterycznych powszechnie wierzyli, że takie ley lines rozgraniczają „energie Ziemi” i służą do nawigacji dla obcych statków kosmicznych."
Widać, że kopce w Krakowie i okolicy kryją w sobie wiele tajemnic.
Kopce Krakowa - część 5, Kopiec Esterki


Wikipedia opisuje go w następujący sposób:
Kopiec ulokowany był w Łobzowie, przy dzisiejszej ul. Głowackiego, i od czasów Stefana Batorego stanowił element zaprojektowanego przez Santiego Gucciego parku otaczającego łobzowski Pałac Królewski. Według kronik w roku 1786 w czasie pobytu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w Krakowie po raz pierwszy, w asyście króla, przebadano kopiec. Kolejne badania przypadły na drugą połowę XX wieku. Archeolodzy nie znaleźli szczątków ludzkich.
Kopiec został bezpowrotnie zniszczony w latach 50. XX wieku, podczas budowy obiektów sportowych klubu WKS Wawel, lub nawet wcześniej (przed 1947) w związku z budową baraków wojskowych. Zachował się jedynie na dawnych widokach Krakowa (co pozwala oszacować jego wysokość na 5–7 m) oraz na nielicznych materiałach kartograficznych (m.in. na Planie miasta Krakowa z przedmieściami)."
Poniżej widzimy "Plan miasta Krakowa z przedmieściami" zaczerpnięty z Wikipedii.

"W przewodniku po Krakowie Karola Estreichera z 1938 roku jest niewielka wzmianka o częściowym zniszczeniu tego kopca ze względu na budowę strzelnicy wojskowej obok funkcjonującej w tym miejscu w okresie Dwudziestolecia Szkoły Podchorążych (obecnie upamiętnia ją ulica Podchorążych)."
Dokładniejsze dane na temat likwidacji Kopca Esterki podaje portal ciekawostkihistoryczne.pl:
"Do częściowego zniszczenia tego zagadkowego obiektu doszło natomiast w 1929 roku, co odnotował polski historyk sztuki, Karol Estreicher.
Na dobre Kopiec Esterki zniknął po wojnie. Najprawdopodobniej jego resztki zniwelowano pod koniec lat czterdziestych, kiedy porządkowano teren dawnego parku pałacowego. Wydaje się, że budowa stadionu WKS „Wawel”, otwartego w 1953 roku, odbywała się już na wyrównanym terenie."
A kiedy powstał?
I tutaj znowu najbardziej wyczerpujących informacji udziela portal ciekawostkihistoryczne.pl:
"Data powstania nasypu nie jest pewna. Archeolodzy kojarzą go z kopcami Wandy i Krakusa. Za istnieniem związku między konstrukcjami przemawia lokalizacja. Rzekoma pamiątka po Esterce znajduje się na terasie nad Rudawą, kolejnym dopływem Wisły. Na potwierdzenie legendy, że kurhan usypano dla pięknej kochanki Kazimierza Wielkiego, nie ma jednak żadnych dowodów. Być może chodzi po prostu o pozostałość po jakiejś budowli obronnej?
Niektórzy badacze uważają, że sztuczne wzgórze powstało dopiero pod koniec XVI wieku w trakcie przebudowy łobzowskiego pałacu królewskiego. Mogło zostać zaprojektowane jako ogrodowa platforma widokowa, z której roztaczała się wspaniała panorama Krakowa. Jest to o tyle wątpliwe, że wzmianka na temat wzniesienia znajduje się w kronice z 1551 roku, a prace nad monarszą siedzibą rozpoczęły się dopiero w 1585 roku. Santi Gucci, włoski architekt, któremu powierzono to zadanie, prawdopodobnie po prostu wykorzystał istniejący nasyp."
Czyli nie wiemy kiedy kopiec powstał, do czego służył i kiedy został z usunięty.
Poniższe obrazy pokazują przybliżoną lokalizację i wygląd kopca.

A tak wyglądał w dwudziestoleciu międzywojennym.

Na rycinach i zdjęciu wygląda, że kopiec co jakiś czas zmieniał kształt. Czyli od czasu do czasu ktoś coś przy kopcu majstrował.
Ciekawa sprawa jest z lokalizacją kopca. Nikt nie wie, gdzie dokładnie się znajdował, chociaż do tej pory żyją ludzie, którzy powinni to pamiętać. Sprawdziłem kilka portali internetowych wskazujących przypuszczalną lokalizację kopca.

Google Maps lokuje kopiec w lewym górnym rogu stadionu przy ulicy Bartosza Głowackiego.

Ale pewien portal internetowy lokalizuje kopiec w prawym górnym rogu stadionu, czyli jakieś 70 -80 metrów dalej.

Piotr Banasik w czasopiśmie "Geohistoria" postanowił, krakowskim targiem, pogodzić obie strony i wyznaczył miejsce kopca po środku wyżej wymienionych lokalizacji.

Autor pracy z "Geohistorii" wyznaczył jeden duży okrąg, gdzie mógł się znajdować kopiec, a w tym okręgu aż trzy przypuszczalne lokalizacje.
Koniec końców sam zabrałem się za wyznaczanie przypuszczalnych miejsc usytuowania kopca posługując się zdjęciami lidarowymi z Geoportalu.
Oczywiście do żadnych konkretnych wniosków nie doszedłem.

Moja 97 letnia matka już nie pamięta, gdzie ten kopiec miał się znajdować. Wygląda na to, że dokładna lokalizacja kopca pozostanie tajemnicą.
Na zakończenie chciałbym podzielić się pewna obserwacją korelacji historycznych. Kopiec Esterki przekopano w 1786 roku, kopiec Arian (Lutrów) wybudowano, lecz najprawdopodobniej przekopano, w 1787 roku, czyli rok później po Esterce. Według National Geographic;
Czyli europejski szał na piramidy mógł wpłynąć na rozkopywanie kopców w Polsce. Kopce są trochę podobne do piramid, więc Polacy nie gęsi i swoje kopco - piramidy mają. Oczywiście na skalę swoich możliwości.
Kopce Krakowa - część 4, Kopiec Arian (Lutrów)

Kopiec Lutrów (Arian) znajduje się w Łuczanowicach - części Krakowa wchodzącej w skład Dzielnicy XVII Wzgórza Krzesławickie. Na poniższych zdjęciach z Google Maps widać, że dość trudno dojechać tam samochodem. Wąskie uliczki i pola uprawne. Nie ma gdzie zaparkować w okolicach kopca. Do cmentarza dojeżdża się ulicą Aleksandra Orłowskiego.


Zdjęcie lidarowe tak pokazuje ten kopiec,

Jest trochę podobne do Zamku Skrzyńskich, które niedawno opisałem. Być może wcześniej był tu jakiś gród.

Według przekazów pierwszy murowany grobowiec na cmentarzu Ewangelickim powstał w roku 1593, który wybudował Stanisław Żeleński. Grobowiec ten stał się zalążkiem cmentarza. Nekropolia przechodziła różne koleje losu i w roku 1787 Marcjan Żeleński usypał kopiec grobowy wysoki na 4 metry, który został nazwany Kopcem Arian albo Lutrów. Kopiec ten krył komorę grobową Żeleńskich do której Marcjan Żeleński przeniósł trumny przodków znajdujące się w pobliskiej kaplicy. Na kopcu stoi pięciometrowej wysokości obelisk, wykonany z piaskowca, na którego szczycie umieszczona jest kamienna urna. Na ścianach obelisku widnieje herb Ciołek

oraz napisy:

"Avorum manibus pietas" według Google Tłumacza znaczy: "Pobożność z rąk przodków"

A "Martianus Vitellius" to "Marsjanin Witeliusz", ale to już taki drobiazg. Google poprawił się i przetłumaczył "Martianus Witeliusz", czyli pierwszego członu nie przetłumaczył.
W swoim wykładzie o krakowskich kopcach trochę po macoszemu potraktowałem ten kopiec, bo go wcześniej nie widziałem. Postanowiłem więc wybrać się do niego i zobaczyć na własne oczy kopiec i okolicę.
Obecnie cmentarz został przekształcony w lapidarium, czyli "miejsce przechowywania i prezentowania okazów kamieni naturalnych i kamiennych fragmentów elementów architektonicznych oraz inskrypcji epigraficznych, rzeźb, nagrobków, pomników, pochodzących z zabytkowych budowli."





W niektórych opracowaniach na temat Kopca Arian wspomniane jest, że jest on grobowcem. Obszedłem kopiec dookoła i nie znalazłem żadnego wejścia. Albo ze mnie taka gapa, albo wejścia do grobowca nie było. Kopiec wyglądał raczej na kurhan.


Sprawa się wyjaśniła, gdy spojrzałem na stronę serwisu krakow.pl:
" a w jego wnętrzu miejsce pochówku znalazły prochy członków rodziny. I choć zostały one przeniesione w inne miejsce, zwiedzając okolicę zachowajmy należyty szacunek."
Tylko nie zostało napisane kto, kiedy i dokąd przeniósł prochy rodziny Żeleńskich. Nie znalazłem żadnych zdjęć czy rycin, które pokazywałyby Kopiec Lutrów sprzed wyniesienia szczątków zmarłych z jego wnętrza. Czy było tam wejście do komory grobowej czy nie? Czy może to był typ kurhanu, a nie grobowca? Jeśli to był kurhan, to należało go rozkopać, żeby wydobyć szczątki zmarłych. Chyba, że wszystkie szczątki zmarłych zostały umieszczone w kamiennej urnie na szczycie obelisku i nic nie trzeba było rozkopywać. A to, że Marcjan Żeleński przeniósł trumny przodków do wnętrza kopca, to tylko taka legenda.

A może też tak być, że ten kopiec jest dużo starszy niż nam się mówi. I został tam usypany dużo wcześniej niż nam się mówi. Stoi on na grzbiecie podłużnego wzgórza, jak klasyczny prehistoryczny kopiec, co widać na mapie terenu zaczerpniętej z Google Maps

i na zdjęciu wziętym z Wikipedii.

I Marcjan Żeleński nie składał wewnątrz trumien przodków, tylko przekopał go w poszukiwaniu skarbów jak to wtedy było w zwyczaju.. Nic nie znalazł, więc go odbudował.
Zamek Skrzyńskich w Barwałdzie Górnym

Zamek w Barwałdzie Górnym został wzniesiony około połowy XIV wieku
przez księcia oświęcimskiego Jana I Scholastyka, który w 1327 złożył hołd lenny królowi czeskiemu Janowi Luksemburskiemu. Zamek przechodził różne koleje losu i został zniszczony przez wojska króla Kazimierza Jagiellończyka. Więcej o zamku można przeczytać np. na portalu barwaldgorny.prv.pl.
Ruiny zamku można oglądnąć na Geoportalu.

Aby dojść do zamku należy wyruszyć szlakiem spod LGD Gościniec 4 Żywiołów, a nie jak Google Maps prowadzi ścieżką przez prywatną posesję.

Zamek znajduje się na górze Żar.

Generalnie z zamku niewiele zostało, co pokazują poniższe zdjęcia.








Co prawda zamku praktycznie nie widać, ale okolica jest bardzo atrakcyjna na weekendową wycieczkę.
Grodzisko Bugaj

Grodzisko Bugaj (grodzisko w Bugaju Zakrzowskim, grodzisko w Zakrzowie) znajduje się w pobliżu Kalwarii Zebrzydowskiej. Jak widać na powyższym zdjęciu, na słupie pokazującym, gdzie znajdowało się grodzisko ktoś domalował symbol Ręce Boga:
"Ręce Boga – symbol używany w słowiańskich wierzeniach. Na symbolu tym możemy dostrzec cztery piorunowładne ręce, o pięciu, lub sześciu palcach, które tworzą krzyż równo ramienny. Ramiona krzyża skierowane w cztery strony świata są wyrazem wszechwładności stwórcy. Grzebienie na końcach mogę symbolizować deszcz, chmury lub promienie słoneczne."
Aby dojść do grodziska należy wyruszyć szlakiem spod LGD "Gościniec 4 żywiołów".

Akurat w tym przypadku Google Maps mnie zawiódł i usiłował poprowadzić przez prywatną posesję, która była ogrodzona siatką. Ale koniec języka za przewodnika i udało się znaleźć właściwą drogę.
Wyczerpująco o tym grodzisku napisał dr Michał Wojenka w artykule "Grodzisko w Bugaju odsłania tajemnice". Grodzisko zostało odkryte w latach 50-tych zeszłego wieku, a kolejne prace archeologiczne prowadzono tu w drugiej dekadzie XXI wieku. W powyższym artykule możemy przeczytać:
"Maksymalne wymiary grodziska wynoszą 41 x 35 m, lecz trzeba odnotować iż użytkowa, tj. wewnętrzna jego część jest znacznie mniejsza, Jest ona wyraź nie wypukła, zaś jej wymiary wynoszą zaledwie24 x 18 m. Można więc uznać, ze w dobie funkcjonowania był o to założenie stosunkowo nieduże."
Spójrzmy jak wygląda grodzisko skanowane lidarem, co można zobaczyć na Geoportalu.

W terenie łatwo zauważyć, że centralna część grodziska jest jakby kopcem.

Oczywiście nie tylko ja byłem taki bystry i zauważyłem, że grodzisko ma kształt kopca. W powyżej cytowanym artykule możemy przeczytać:
"Prawdę powiedziawszy wszystkie te opinie opierały się wyłącznie o niewielką ilość odkrytych jeszcze przez Andrzeja Żakiego (nowożytnych!) zabytków, oraz o sam kształt grodziska, którego nieco wypukły majdan przywodził na myśl popularne w późnym średniowieczu tzw. ,,gródki stożkowate", czyli pozostałości budynków wieżowych wznoszonych na specjalnie usypanych kopcach, które lokalne rycerstwo używało najczęściej w charakterze warownych rezydencji. Przekonanie o funkcji i chronologii reliktów urządzenia obronnego na szczycie Góry Żar opierało się więc bardziej o poszlaki i domysły, niż o ,,twarde" dowody naukowe."
Na szczycie góry znajduje się tablica informująca o dziejach tego miejsca.

Ze szczytu możemy zobaczyć, jak wyglądały zewnętrzne części grodu..


Grodzisko koło Myślenic

Jakiś czas temu odwiedziłem Grodzisko w okolicach wsi Styrek i Bulina w pobliżu Myślenic. Według Wikipedii z której zaczerpnąłem powyższe zdjęcie:
"Grodzisko (502 m) – wzniesienie na południowy wschód od Myślenic, położone na zachodnim krańcu Pogórza Wiśnickiego. Ma 2 wierzchołki, obydwa o wysokości 502 m. Znajduje się w bocznym odchodzącym od Uklejnej grzbiecie. Po północno-wschodniej stronie Grodziska znajduje się drugie, niższe wzniesienie zwane Krowią Górą (456 m). Wzniesienia te oddzielone są od siebie Przełęczą Niwka przez którą prowadzi lokalna droga z Trzemeśni".
Google Maps podało mi inną wysokość na której znajduje się Grodzisko:

Ale to drobne różnice. Mapa terenu Google Maps tak lokalizuje to miejsce:

Gdy dotarłem do Grodziska okazało się, że na szczycie góry znajduje się kopiec.

Miałem ze sobą okularki z dwucjanina dzięki której można ponoć oglądać duchy i inne nadnaturalne zjawiska. Niestety nic takiego tam nie zaobserwowałem. Zrobiłem zdjęcie kopca poprzez te okularki:

Byłem zaopatrzony w kamerę podczerwoną, która zrobiłem zdjęcie. ale nic szczególnego nie zarejestrowała:

Gdy się spojrzy na mapę lidarową ściągniętą z Geoportalu można zauważyć, że na sąsiednim grzbiecie są jakby kolejne kopce. Niestety nie odwiedziłem ich.

Kopce mogą być prehistoryczne, ale wcale nie muszą, bo według wcześniej cytowanego artykułu z Wikipedii:
" W czasie I wojny światowej Grodzisko było areną walk. Tereny na linii Osieczany – Krowia Góra – Grodzisko zajęły oddziały austriacko-węgierskie."
Żołnierze mogli tam coś przekopać i przebudować, ale wcale nie musieli, więc warto by było dokładniej ten teren sprawdzić.
Wyprawa do ruin zamku na Łyżce

Artykuł "Tajemnicza góra Łyżka" z którego zaczerpnąłem powyższa mapę opisuje istnienie w przeszłości zamku, w którym zostały ukryte bajeczne skarby. natomiast artykuł Adama Kapturkiewicza "Tajemnice Łyżki - zamek, którego nie było" neguje istnienie takowego zamku, a wszystkie formy terenu wyglądające, jak wały obronne, fosy itp. zostały potraktowane jako naturalne osuwiska. Kamienie posiadające regularne kształty również zostały uznane za dzieło natury.
Z moim przyjacielem Arturem Baziorem postanowiliśmy naocznie rozpoznać tamten teren. Google Maps uznaliśmy za wiarygodne źródło pokazujące położenie ruin zamku, co umieściłem jest poniżej.

Sprawdziliśmy teren na lidarowej mapie Geoportalu, wczytaliśmy mapy z Google Maps i Geoportalu do naszych telefonów na wypadek, gdyby nie było zasięgu i wyruszyliśmy w teren. Na miejscu okazało się, że nie było sygnału telefonii komórkowej, ale sygnał lokalizujący GPS był bez zarzutu i z łatwością dotarliśmy na miejsce.


Powyższa mapa jest trochę nieostra, bo pochodzi z zapisu offline, gdzie nie zapisałem map z dobrą rozdzielczością. Po drodze mijaliśmy takie struktury, jak na poniższych zdjęciach.

Widać wielu turystów tam bywa, bo w zagłębieniu ziemnym było wiele butelek plastikowych. Wał ziemny można skojarzyć z murem obronnym grodziska, bo na osuwisko to nie wyglądało, gdyż nie bardzo wiem skąd mogłaby się ziemia osuwać, skoro byliśmy na grzbiecie góry, co pokazuje obraz lidarowy.

Poniżej kolejne zagłębienie terenu wyglądające jak forsa, lub jakiś rów obronny.

Spojrzenie w dół.

W pobliżu miejsca, gdzie Google Maps pokazywał ruiny zamku znaleźliśmy kopiec.

W okolicy znajdowały się mniejsze kopczyki. jeden nawet ze słupkiem triangulacyjnym.

Doszliśmy w końcu do miejsca, gdzie według Google'a miał znajdować się zamek. Leżało tam mnóstwo kamieni.

Niektóre z nich miały ciekawe kształty.


Inne wyglądały, jakby były jakąś ceramiką


W miejscu, gdzie Google pokazywał obecność ruin zamku, w samym centrum stały dwie kolumny zbudowane przez kogoś z kamieni. Jest to już nowa konstrukcja.

Komuś się nudziło i zabijał czas budując takie kolumny, albo odbywały się tu jakieś tajemne rytuały. Kolumny te można skojarzyć z kabalistycznymi i masońskimi kolumnami Boaz i Jachim:
"Jachim i Boaz – W mistycznej żydowskiej kabale, Joachim (czasami Jachyn lub Jachim) oraz Boaz są parą filarów znajdujących się w świątyni Salomona. Jachim reprezentuje męski pierwiastek wszechświata czyli światło, ruch, aktywność. Boaz reprezentuje żeński pierwiastek wszechświata, czyli ciemności, bierność, wrażliwość i cisze. Filary są podobne w koncepcji do wschodniego Yin Yang, reprezentującego przeciwieństwo i równowagę świata.
Jedna masońskich legend opowiada, że filozof Pitagoras odkrył filary wraz z Hermesem Trismegistusem a potem wykorzystywali je, by odkryć wszystkie tajniki geometrii."
Na tym odkryciu zakończyliśmy nasza wyprawę.
Kopce Krakowa - część 3. Kopiec Jana Pawła II

Kopiec Jana Pawła II znajduje się na terenie Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców na Dębnikach przy ul. ks. Stefana Pawlickiego.
Jest najmłodszym krakowskim kopcem. Został usypany w dniach 31 maja – 10 czerwca 1997 roku.. Ma siedem metrów wysokości. Jest repliką Kopca Kościuszki w Olkuszu.


Kopce Krakowa - część 2. Kopiec Rzeczpospolitej Krakowskiej
Poniższa mapa pokazuje położenie kopca (Wikipedia)

Obecne w miejscu kopca znajduje się pomnik poświęcony Florianowi Straszewskiemu - członkowi senatu krakowskiego , współinicjatorowi budowy kopca Kościuszki i stworzenia Plant.

O dawnej obecności kopca w miejscu piedestału świadczą m.in. okrągły plan skweru oraz niewielkie wzniesienie gruntu pod statuą

Kopce Krakowa - część 1. Definicja kopca w architekturze
Słowo kopiec ma wiele znaczeń. Nas będzie interesować kopiec w architekturze. Według Wikipedii kopiec to:
„antropogeniczna forma ukształtowania powierzchni ziemi, budowla ziemna w kształcie stożka (zazwyczaj ściętego). Na terenie Europy kopce, różnej wielkości i konstrukcji, były wznoszone już w czasach prehistorycznych. Pełniły wówczas rolę miejsc pochówku, a także funkcje kultowe, obronne, obserwacyjne. W znacznej części przypadków ich rola jest nieznana.
W późniejszych wiekach kopce wznoszono jako pamiątki ważnych wydarzeń historycznych lub w celu pośmiertnego upamiętnienia godnych osób, niewielkie kopce oznaczały np. granice ziem czy wsi.”
Podczas moich podróży po świecie kopce jako grobowce widziałem na przykład w Korei. Warto zauważyć asymetrię tych kopców.


Warto zwrócić uwagę na asymetrię kopca. Z jakiś powodów stare kopce są asymetryczne.

Jak widać są to kopce - groby.

W Kenii widziałem ni to kopiec ni to górę w postaci stożka ściętego. Chyba nie był to naturalny twór, bo ktoś zaczął już coś w nim kopać, jakby czegoś w środku szukał. W Kenii widziałem kilka dziwnych gór, które opisałem na swoim blogu we wpisie "Czy w Kenii są piramidy?"

Na Filipinach na wyspie Bohol znajdują się Czekoladowe Wzgórza. Według naukowców powstały w sposób naturalny. Moja hipoteza jest odmienna i opisałem to również w artykule "Czy możliwe, że na Filipinach tysiące lat temu istniała cywilizacja techniczna? - Bohol"

W Krakowie mamy sześć kopców istniejących i trzy, które były, ale ktoś je z jakiś tajemniczych powodów usunął.
Kopce istniejące to:
Kopiec Arian
Kopiec Jana Pawła II
Kopiec Kościuszki
Kopiec Krakusa
Kopiec Piłsudskiego
Kopiec Wandy
Kopce nieistniejące to:
Kopiec Esterki
Kopiec Rzeczpospolitej Krakowskiej
Kopiec Wawelski
W kolejnych wpisach opiszę powyższe kopce.
Kto zabił smoka wawelskiego?

Z mojego dzieciństwa znam dwóch pogromców Smoka Wawelskiego: księcia Kraka i szewca Skubę. Postać szewca Skuby jako pogromcy smoka spopularyzował Kornel Makuszyński wraz z Marianem Walentynowiczem w półkomiksie „O Smoku Wawelskim”. I takich wersji się trzymam. Jakież było moje zdziwienie, gdy niedawno zrobiłem taką ankietę i przepytałem znajomych kto zabił Smoka Wawelskiego. Okazało się, że praktycznie wszyscy odpowiedzieli, że szewczyk Dratewka. Szewczyk Dratewka jest bohaterem opowiadania Janiny Porazińskiej z lat 60-tych ubiegłego wieku. I w tym opowiadaniu nie ma słowa, żeby tytułowy bohater zabił jakiegoś smoka, a tym bardziej wawelskiego. Opowiadanie „Szewczyk Dratewka” było czytane w przedszkolach i młodszych klasach szkoły podstawowej, przez co postać szewczyka Dratewki utkwiła ludziom w pamięci. Jakiś szewczyk zabił Smoka Wawelskiego, więc ani chybi będzie to Dratewka. Wystarczyło 60 lat i Dratewka wyparł Skubę z legendy krakowskiej. Nie wiem czy to było celowe działanie tajemniczych sił czy nie, ale można uknuć pewną teorię spiskową. Słowiański Skuba został zamieniony przez z niemiecka brzmiącego Dratewkę („Draht” - „drut”). Zachowano tu jeszcze formę żeńską imienia. Ale okazuje się, że Skuba to według Wikipedii i opracowania pani Joanny Mality opierającego się na kronice Marcina Bielskiego z 1597 roku, to nieprawidłowa forma, bo imię szewca miało męską formę Skub. Mnie i nie tylko mnie Skub kojarzy się z inkubem i sukkubem – demonami. Idąc dalej tropem rugowania słowiańskości z polskich legend może się niedługo okazać, że Dratewka (Draht), który obecnie uchodzi za pogromcę smoka, przekształci się w Silberdrahta albo i w Golddrahta i przestanie być szewcem, a stanie się karczmarzem, kupcem, a być może i prawnikiem.
Powracając do legend o tym kto zabił Smoka Wawelskiego, jako kandydatów mamy jeszcze synów Kraka, gdzie przy okazji zabijania smoka młodszy syn zabił starszego.
Generalnie nie wiadomo kto zabił smoka i czy smok został zabity. Może się okazać, że Smok Wawelski był robotem kosmitów, jak to jest opisane w książce „Inny wariant” i został wycofany z Ziemi po wypełnieniu misji.
Zapraszam do pisania postów
Tu każdy może opublikować swój tekst na temat zdrowia, historii, bezpieczeństwa. Mogą to być teorie spiskowe